Bądź wzorem dla innych! Oddaj krew!
(22 kwietnia 2010)

Był to zwyczajny, mokry, zimny dzień 22 kwietnia 2010r. Wiosna zamieniła się z zimą, w szkole zaczęła się 4 lekcja. Nie dla wszystkich. Grupa weteranów i kilka "nowych" osób zaraz po dzwonku wyszła oddać swoją krew innym ludziom - chorym, walczącym o swoje życie. Mały gest, ale niezwykle ważny. Tym bardziej ważny, że osoba otrzymująca krew nie wie, kto pomaga jej ratować życie. Dawca jest anonimowy. I tu kryje się piękno bycia dawcą krwi. Honorowym Dawcą Krwi nie każdy może zostać. Zasady są ostre i trzeba spełnić dużo warunków, aby oddać krew - to wcale nie jest takie proste. Na początku odpowiada się na pytania o stan zdrowia. Potem jest próba pobrania krwi i najważniejszy moment: wizyta w gabinecie lekarskim. Ci, którym lekarz powiedział: tak, możesz oddać krew, po wyjściu z gabinetu mieli na twarzach dumę.

No, ale czas ucieka, chorzy nie mogą czekać. Trzeba brać się do roboty. Najpierw zjedzenie batoników i napicie się soku.
Dla tych, którzy są pierwszy raz, szokiem jest widok igły. Jest OGROMNA! Zaraz pojawia się pielęgniarka i z serdecznym uśmiechem zaprasza na wygodny, zielony fotel. Jeszcze ostatni rzut oka na sprzęt: rurki, igły, woreczki. i można zająć się oglądaniem telewizji.
A tak, tak. Są tam duże telewizory, stale włączone, ale niestety, nie ma napisów z telegazety.
Kochani, nie wiem, czy to boli, ale nasi dawcy przekonują, że nie boli i ja im wierzę. Mówią, że nieprzyjemne jest tylko ukłucie igłą (tą ogromną igłą, nie tą malutką do zastrzyków). Jak Wasi koledzy i koleżanki będą Was zapewniać, że ukłucie tą wielką igłą nie boli, to nie patrzcie na ich miny. To tylko jedno, maleńkie ukłucie.

Gdy krew już leci do specjalnych woreczków, można oglądać telewizję, pogadać, pożartować z pielęgniarkami i kolegami. Niestety, nie można migać, chyba że ktoś da radę migać jedną ręką. W tym czasie te osoby, którym się nie udało oddać krwi mają ważne zadanie: podtrzymywać na duchu naszych bohaterów. Można to robić różnie: uśmiechać się, żartować, trzymać za rękę albo po prostu patrzeć. Aha! Krew, która z żyły leci do woreczków jest ciepła!
Cały czas obok są pielęgniarki i wszystko jest pod kontrolą. Tak przy okazji: rzadko spotyka się tak miły i serdeczny personel medyczny jak na ul. Saskiej.
To jest niesamowity widok widzieć własną krew w jakimś woreczku i wiedzieć, że niedługo jakiejś nieznanej osobie uratuje życie.
Na sali jest trochę ludzi. Każdy spieszy z pomocą. Dawcy są różni: pięknie ubrane kobiety, mężczyźni w garniturach, uczniowie, studenci, zwykli ludzie, którzy w drodze po zakupy, wstąpili oddać krew. Wygląda to tak zwyczajnie,  normalnie i po ludzku. Bez medali, bez nagród. A takie to jest ważne i piękne.

Gdy 450 mililitrów krwi jest już w tym specjalnym woreczku, można odpocząć, napić się wody i zjeść czekoladę, którą dostaje się dla zregenerowania organizmu. I już można wrócić do swoich codziennych spraw: do domu, do szkoły, na randkę. I za 2-3 miesiące znowu można wrócić na Saską.

Gdy wracaliśmy do szkoły, w autobusie patrzyłam na naszych dawców, widziałam jak żartują, rozmawiają o swoich własnych sprawach. A przecież przed chwilą zrobili coś bardzo ważnego - bez proszenia podzielili się swoim darem życia i traktują to jako coś normalnego, oczywistego.
I jak? Spróbujecie?

Ci, którym się udało oddać krew:

Anna Stopińska - nauczyciel
Anita Wąsik - uczennica kl. 2a
Grzegorz Kocoń - uczeń kl. 3n
Grzegorz Szczęsny - uczeń kl. 2pa
Marcin Grzanka - uczeń kl. 2pp
Kamil Staniszewski - uczeń kl. 3 tż

Do pocieszania zostały:

Katarzyna Kłosowicz - nauczyciel
Anna Antos - nauczyciel
Eryka Sikorska - uczennica kl. 2a

Zdjęcia pstrykała i "wchodziła w drogę" pielęgniarkom:
Anna Antos - nauczyciel

Akcja krwiodawstwa została zorganizowana przez nauczycieli: Katarzynę Kłosowicz i Annę Stopińską.

Tekst: Anna Antos

Studniówka 2007
Galeria fotografii